10/21/2013

...moda na samorealizację

Denerwuje mnie moda na samorozwój.
Zauważyliście? W sieci aż roi się od blogów i stron, których hasłami przewodnimi są: "pozytywne myślenie", "kreacja własnego życia", "rozwój osobisty", "motywacja", "satysfakcjonujące życie" i tym podobne.
To niby dobrze. Pozytywne myślenie sprawdza się, a kreacja własnego życia może przynieść niebywałą satysfakcję. Szczęśliwe życie - każdy tego szuka. A podobno - miarą szczęśliwego życia jest właśnie radość, którą w jego trakcie jesteśmy w stanie odczuć.
Idee tego wszystkiego są na pewno bardzo dobre i moim zdaniem możliwe, że całkiem prawdziwe. Ale jednak jak to jest ze wszystkim - jeżeli nie zrozumie się istoty danej rzeczy, łatwo jest, mimo pozornego kierowania się danym stylem życia, o wypaczenie niektórych z nich i w konsekwencji o stworzenie czegoś całkiem odmiennego. W konsekwencji obie drogi nie mają ze sobą - oprócz pochodzenia - nic wspólnego.
Chodzi mi tutaj o szerzącą się wszędzie filozofię, opartą na syntezie niektórych działów psychologii, ruchu New Age i czasem nawet religii, szczególnie religii Wschodu.
Ludzie w różnoraki sposób podchodzą do tego zagadnienia. Ja piszę ten artykuł, bo rzuciła mi się w oczy pewna grupa ludzi, która nieco ten - w sumie dobry przekaz - przeinaczyła, lub korzysta z niego w komiczny wręcz sposób.

To Ty jesteś najważniejszy!
Ostatnio czytałam pewien artykuł, który mówi o tym, jak w ciągu ostatnich dwóch stuleci zmieniła się częstotliwość używania niektórych słów przez autorów książek. Naukowcy przeanalizowali słowa powtarzające się w brytyjskich i amerykańskich książkach na przestrzeni dwustu lat i doszli do wniosku, że znakomicie odzwierciedlają one sytuację panującą w społeczeństwie.
Zauważyli, że pomiędzy 1800 a 2000 rokiem znacznie wzrosło użycie wyrazów takich, jak "wybierać" i "dostawać", zanikać z kolei zaczęły takie zwroty, jak "zobowiązany"" i "dawać". Częste używanie słów  "wyjątkowy", "indywidualny" i "ja" oznacza, zdaniem badaczy, wyraźny zwrot w kierunku fascynacji własną osobą. Rzadkie zastosowanie zwrotów "posłuszeństwo", "autorytet", "należeć" i "modlić się" sugeruje z kolei zmniejszenie znaczenia autorytetów, relacji społecznych i religii w codziennym życiu.
A czy to dobrze? Nie wiem. Wydaje mi się, że ludziom wmówiono, że tak bardzo ważne jest "odnalezienie w życiu siebie" oraz "indywidualne szczęście i rozwój", że przybrało to już nieco śmieszny charakter.
W telewizji, na stronach internetowych, w różnych magazynach i poradnikach - wszędzie to wszechobecne JA. I nawet jeśli komuś pomogłem czy zrobiłem coś dobrego - było to z korzyścią dla mojego JA. Należy w tempie natychmiastowym pochwalić się tym na Facebooku, na przykład.

Czy jesteśmy społeczeństwem samolubów?
Zastanawiam się - co skłania niektórych ludzi do tak wielkiego ekshibicjonizmu w sieci. Setki "pozytywnych" zdjęć na Instagramie, do tego konto na Facebooku i Twitterze - jakby z całych sił osoby te walczyły o to, żeby zostać zauważone i docenione.
Wspaniałe chwile uwieczniane w ciągu dnia - od razu zostają zamieszczone na Facebooku. Każda rozmowa - śmieszna, czy głupia, przemyślenia - sensowne lub nie, posiłek, wizyta w restauracji, nowe buty, lody z przyjaciółmi, wszystko to ląduje w sieci. Po co? Po co tak obnażać swoją prywatność przed ludźmi? Przecież jeżeli chcemy podzielić się swoim szczęściem z przyjaciółmi, nie musimy od razu informować o tym setek znajomych i obserwatorów na portalach społecznościowych.
Chyba, że jest to przemyślana strategia i tego właśnie chcemy.
Ale po co? Dla mnie odpowiedź jest oczywista.

Love
"Filozofia szczęścia" często podkreśla, jak ważna jest pomoc innym, bycie życzliwym i dobrym dla ludzi. Zauważyłam, że w masowym umyśle są to niestety tylko slogany. Ludzie tacy często są po prostu modnymi egoistami zorientowanymi tylko na siebie.
Bo przecież niewygodne są dzisiaj słowa takie jak poświęcenie czy ofiara. Ludzie starsi, którzy najczęściej potrzebują miłości i życzliwości są ignorowani i spychani na margines życia. Śmierć i przemijanie nie istnieją, boimy się tych słów. Natomiast piękno i młodość są bożkami w naszej pozytywnej rzeczywistości. Życie jest po to aby się bawić, odseparowujemy się więc od niewygodnych problemów, które może dręczą naszych bliskich - niech radzą sobie z nimi sami. Kochać można tylko to co piękne i pełne energii. 
W Internecie pełno jest motywujących zdań i plakatów dotyczących miłości i pięknego życia. Ani jednego plakatu (oprócz tych katolickich) i tylko kilka cytatów na temat poświęcenia, ofiary czy bezinteresownej pomocy bliźniemu. W wielu kręgach "kochać" można tylko piękną kobietę i rodzinę co najwyżej. To bardzo okrojone znaczenie tego słowa.
Dla mnie miłość oznacza również poświęcenie się obcemu człowiekowi, czułość i dobro okazywane na co dzień, akceptację starości i śmierci, opiekę nad mniej sprawną osobą bez stawiania się w roli ofiary.









 






Wszechobecny kicz
Sama kiedyś dużo czytałam tak zwanych "rozwojowych książek". Tak jak w każdej dziedzinie literatury - są te gorsze i lepsze. Rzuciło mi się jednak w oczy, że książki te, czy nawet filmy, są często bardzo, bardzo kiczowate... Film i książka "The Secret" na przykład. Nie oceniając ich treści - efekty wizualne są dla mnie fatalne. Jest to dla mnie po prostu kwintesencja kiczu. Patrząc na inne publikacje z półki pod tytułem "Samorozwój", wrażenia mam te same.
"Tajemnicza" grafika i czcionka, wprowadzające nas w atmosferę tajemnicy, bezrefleksyjność - o jakiejkolwiek "głębi" nie ma mowy, ukierunkowanie na masowy odbiór - niestety jawi mi się to w ten sposób. Wystarczy obejrzeć film, o którym wspominałam wyżej.
A jacy są odbiorcy tego wszystkiego w takim razie? 


10/20/2013

Spokój? | Kontrola rzeczy "do zrobienia"

Czy pamiętasz jak to jest być przez dłuższy okres czasu całkowicie spokojnym, zrelaksowanym, zadowolonym? Jak to jest nie myśleć non stop o stercie zadań do wykonania, książkach i materiałach koniecznych do przejrzenia, sprawach do załatwienia w bliższym bądź mniej bliższym okresie czasu...?
Na pewno znasz to uczucie przytłoczenia, kiedy dosłownie nie wiesz "w co ręce włożyć", uczucie dezorientacji i frustracji, spowodowane nadmiarem piętrzących się spraw zajmujących Twój umysł. W rezultacie, masz poczucie, że rzeczy do zrobienia jest tak dużo, że nie poradzisz sobie z nimi sam jeden, mając ograniczoną ilość czasu, więc poddajesz się i wykonujesz przy maksymalnym wysiłku - minimum z nich.
Kiedyś byłam przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy - wyluzować udawało mi się raz na jakiś czas, bardzo rzadko. Na pewno nie uwierzyłabym, że można żyć w takim stanie braku napięcia, przez większość czasu. Nie ja, nie w moim przypadku.

Jak to działa?
Codziennie do naszego umysłu dociera masa przeróżnych informacji - w tym również nasze delikatne sugestie dotyczące tego co powinniśmy wykonać dziś, jutro, pojutrze, jak też myśli, które wywołują w nas znacznie większą presję. Niektóre zadania postanawiasz wykonać w określonym terminie, niektóre wiesz, że powinny być wykonane, ale nie czujesz jeszcze potrzeby ustalenia dokładnej daty ich ukończenia. Takich spraw jest bardzo dużo - od mało znaczących, dotyczących na przykład odpisania komuś na maila, do tych poważniejszych, jak projekt do wykonania itp.
Mniej więcej wiesz, kiedy powinieneś zabrać się za realne wykonanie każdej z tych spraw. Kilka z nich będziesz musiał "odhaczyć" jeszcze dzisiaj po południu, kilka w najbliższych dniach, o wykonaniu reszty jeszcze nie zacząłeś konkretnie myśleć - masz na to czas.
Zauważyłeś jednak, że często, kiedy postanawiasz w tej właśnie chwili obecnej zrelaksować się,
odciąć od obowiązków, pracy, Twój umysł najzwyczajniej w świecie Ci na to nie pozwala?
W najmniej odpowiedniej chwili Twoje myśli zaczynają krążyć wokół jakiejś niedokończonej sprawy - nie możesz o niej zapomnieć, to bardzo ważne! - lub nagle przypominasz sobie o jakiejś błahej rzeczy, którą powinieneś kiedyś załatwić. Zamiast skoncentrować się na wypoczynku, zaczynasz znowu czuć presję czy niepokój. Nie chcesz o niczym zapomnieć - czujesz się przytłoczony i nie potrafisz w pełni cieszyć się wolną chwilą.

Proste rozwiązanie
Rozwiązaniem, które przynajmniej u mnie sprawdziło się w stu procentach, jest prosta zmiana systemu przechowywania danych.
Twój umysł nie jest w stanie zapamiętać absolutnie wszystkich pomysłów, sugestii i spraw, którymi powinieneś się zająć oraz - co najważniejsze - przypomnieć Ci o nich akurat w tym momencie, kiedy powinieneś wziąć się za ich realizowanie. To byłoby raczej niemożliwe, prawda?
Dlatego dobrym pomysłem jest odciążenie umysłu i przeniesienie tych wszystkich zadań, które codziennie go zaprzątają, do jakiegoś innego, działającego bez zarzutu systemu, który będzie Ci o tym wszystkim przypominał.
Musisz mieć do tego systemu całkowite zaufanie: musisz mieć pewność, że co najmniej raz dziennie na pewno zdążysz go przejrzeć oraz dopilnować, że absolutnie każda sprawa, która przeszła Ci przez myśl z etykietką - "trzeba będzie się tym zająć", została w systemie tym umieszczona.
Automatycznie przestajesz o danej sprawie myśleć - jesteś spokojny, bo wiesz, że o niej nie zapomnisz.

Jaki system?
Twoim nowym miejscem na przechowywanie ważnych danych może być najzwyklejszy zeszyt czy notatnik. Również w sieci można znaleźć wiele przydatnych narzędzi pomocnych w sortowaniu i segregowaniu zadań.
Dobrym pomysłem jest utworzenie zakładek zadań - każda zakładka odpowiada jednej dziedzinie Twojego życia. Mogą być to: Praca, Uczelnia, Dom, Relacje, Finanse, Ciało, Rozrywka, i tak dalej. Pod każdą taką zakładką spisujesz (na przykład tygodniowo) listę zadań do zrobienia, najlepiej umieszczając obok nich dokładną datę planowanego zajęcia się tą sprawą.
Ważne jest, aby mieć stuprocentową pewność, że każdy Twój pomysł zostanie w powyższym systemie odnotowany. Tylko wtedy osiągniesz spokój umysłu - nie będziesz martwić się, że o czymś możesz zapomnieć. Jeśli przypomnisz sobie o czymś takim, nie będziesz czuł potrzeby w danej chwili rozmyślać o tej rzeczy - w tej właśnie chwili nie jesteś w stanie ze sprawą nic zrobić - wiesz kiedy przyjdzie na to czas.

Nie będziesz więcej marnować czasu na bezcelowe rozmyślanie o wszystkich Twoich niedokończonych sprawach i zadaniach do wykonania. Na ich realizację przyjdzie czas - wieczorem otworzysz notatnik i przypomnisz sobie o swoich obowiązkach. Teraz nie ma potrzeby o nich myśleć, jeżeli i tak na razie nie masz zamiaru nic z nimi zrobić. Odpocznij.


Spokój. Satysfakcja. Większa efektywność.
U mnie się sprawdziło!

10/19/2013

Dom w górach

Dom w górach.
Zostawiam Was ze zdjęciami rustykalnych wnętrz (i nie tylko!), bardzo pięknych, przytulnych i bardzo październikowych :)